Informacja o zniesieniu kartek na żywność i rajstopy była medialnym sukcesem. W styczniu 1952 roku po raz pierwszy bez kartek tłumy ruszyły do poznańskich sklepów. Prasa zapewniała, że mięsa nie zabraknie.
System kartkowy znany jest każdej dyktaturze proletariatu i przez długie lata był honorowany przez masy. W dawnym Poznaniu stało się za kawą, kiełbasą, pieluchami. Za wszystkim oprócz octu. Zmieniały się ekipy, zmieniał się format kartek i ich kolor. Kartka zwana inaczej bonem była jednak obecna w domach przez większość trwania Polski Ludowej. Dzięki kartce ludność zyskiwała świadomość, że dostaje się ,,po równo’’. O potrzebach należało zapomnieć.
Przygotowanie do szoku
Pierwsze bony pojawiły się wraz z nastaniem wolności, a informacje prasowe o zwiększeniu deputatów lub możliwości wymiany kartek na mięso na rajstopy rajcowały wszystkich. Jeszcze w październiku 1952 roku w poznańskiej prasie czytaliśmy: Miejska Rada Narodowa zapowiedziała wydawanie dodatkowych bonów mięsno- tłuszczowych dla poznańskich zakładów. To była jaskółka, ale wiosny ona nie czyniła. Jednak dalej, mogło być już tylko lepiej. Dwa tygodnie później Express informował ,,Wyprawki dziecięce będą wydawane na talony otrzymane z Miejskiego Wydziału Zdrowia. Talon biały kosztuje 156 złotych. Będą też talony niebieskie – bezpłatne, przysługujące przodownikom pracy i nauczycielom.’’ W listopadzie przypomniano sobie o emerytkach ,,Emerytki i rencistki uprawnione do otrzymywania talonów na pończochy proszone są o ich odbieranie w Wydziale Handlu MRN. Termin do końca miesiąca. W grudniu emerytki mogły o pończochach zapomnieć. Jeszcze w tym samym miesiącu przypominano o tym, że ,,należy wypełnić formularze na bony mięsno-tłuszczowe u administratorów domów, którzy otrzymali je z dzielnicowych Biur Meldunkowych. Ba. Tuż przed gwiazdką ministerstwo pozwoliło zakupić konsumentom o 250 gram kiełbasy więcej! Gwiazdka miał być udana. Jednak szok nastąpił na początku stycznia.
Wzrost i obawa
W poznańskich gazetach 4 stycznia ukazała się informacja zatytułowana ,,Uchwała rady ministrów w sprawie zniesienia bonowego zaopatrzenia, regulacji cen, ogólnej podwyżki płac i ograniczeń w handlu nadwyżkami.’’ Ludzie chwytali się głowę. Ceny energii wzrosły o 30 procent, usługi zdrożały o 20 procent, tyle samo komunikacja. Jednocześnie ustalono ceny urzędowe na mięso – wieprzowe i wołowe ok. 33 złote za kg, kiełbasa zwyczajna 27 złotych. Cukier kosztował 16 złotych, a chleb 8 złotych. Za półbuty męskie trzeba było wybulić urzędowe 252 złote, a jeśli marzyło się o ubraniu, to trzeba było wydać równie urzędowe 610 złotych. Średnia płaca wzrastała do około 600 złotych. W tych samych gazetach obok wspomnianego komunikatu ukazały się ogłoszenia o natychmiastowym organizowaniu zebrań dla sekretarzy Podstawowych Organizacji Partyjnych z całego miasta. Władza bała się co będzie. Niepotrzebnie.
Jesteśmy za
Reporterzy ruszyli w miasto. Trzeba było zebrać głosy ludzi pracy. A naród był zachwycony.
– Rząd wytyczył jedynie słuszną drogę walki ze spekulacją – student Jan Zieliński z ulicy Klasztornej.
– Teraz, gdy coś potrzebuję do obiadu, to idę na dół i kupuję bez czekania w ogonku – Maria Michalska z ul. Rokossowskiego.
– Sam widziałem jak na wsi kułacy paśli świnie chlebem. Dzięki regulacji cen już do tego nie dojdzie – Franciszek Brychczyn z Poznańskich Zakładów Graficznych.
– Zadano cios spekulantom, którzy żerowali na naszych przejściowych trudnościach – Adam Olejniczak z Zarządu Budowlanego nr 15.
– Nareszcie mogę kupić masło bez czekania – Jan Baczyński, poznański kolejarz.
– Słuszna była decyzja rządu znosząca system kartkowy – Maksymilian Zabor z poznańskiej Elektrowni.
Warto dodać, że opinie ukazały się dzień po ogłoszeniu zmian. I już było dobrze.
Zawaleni mięsiwem
Kolejne dni wprowadzania reformy to kolejne sukcesy ,,Haki się uginają pod połaciami mięsiwa i pętami apetycznych kiełbas’’ – donosił poznański dziennik. Jednocześnie zachwycano się popytem na drób i informowano o niższej cenie masła na rynkach. – Tak bogatego wyboru towaru nie mieliśmy dawno – mówił Stanisław Rybarski, kierownik sklepu na Rynku Jeżyckim – nareszcie możemy uwzględnić wszystkie życzenia klientów.
Tak przez trzy tygodnie. Trzy tygodnie informowania, że jest świetnie dzień po dniu, że wszystkiego jest w bród, a poznaniacy czują się syci i zadowoleni z życia. Trzy miesiące później umarło Słońce Ludzkości – Stalin i zaczęły się problemy. Znów były kartki. Trzy lata później Poznań miał dość. Ludzie wyszli na ulicę. Żądali chleba i pracy. Partyjną reformę szlag trafił. Nie pierwszy i nie ostatni raz.